- Kamil Kmak
Przeszczep beskidzkiego serca. "Smak doli" Łemków na Dolnym Śląsku
Łemkowie wysiedleni spod Grybowa w 1947 r. układali sobie życie na Dolnym Śląsku i w Ziemi Lubuskiej. Gorycz związaną z pozbawieniem ich macierzystych domów, zagród, cerkwi i gór oraz wysiłki, by zachować swoją tożsamość, kulturę i wiarę, bardowie z Binczarowej i Florynki, jak Petro Trochanowski, Iwan Horoszczak, Seman Madzelan czy Jarosław Zwoliński, zawierali w poematach i w prozie, publikując niewielkie nakłady długich, potoczystych elegii, wspomnień, pamiętników, wierszy. Łemkowskie serce, tętniące kiedyś nad rzekami Białą i Mostyszą, w górskich dolinach między Chełmem, Dzelarką-Jaworzem, Dziłem i Kiczerą, starano się przeszczepić na nizinne, bagienne tereny opuszczonego przez Niemców Dolnego Śląska i Ziemi Lubuskiej, w okolice Michałowa, Lipin, Torzymia, Przemkowa, ogółem do trzydziestu miejscowości. Czy przeszczep tak roztrzaskanego serca mógł się udać? Czy się udał?
"Dalsze wydarzenia w życiu Florynczan pokazały, jak trwałe są więzy i przywiązanie do własnej prawosławnej religii. Po opanowaniu pierwszego szoku i odzyskaniu jako-takiej równowagi psychicznej zaczęli myśleć o swojej cerkwi i swoim nabożeństwie na nowym miejscu osiedlenia. Już w końcu sierpnia 1947 r. [półtora miesiąca po wysiedleniu z Florynki], w największym skupisku Florynczan we wsi Michałów organizują swoją służbę bożą w prywatnym domu. Jest przy nich i ich ksiądz Stefan Biegun. Zeszli się ludzie z okolic, śpiewają po swojemu jak dawniej we Florynce. Byli w tych chwilach znowu ze swoją wiarą, swoim wyznaniem. Byli tu i dawne florynckie chórzystki i ten sam 'na głosy' piękny cerkiewny śpiew, ale było mnóstwo łez i ta jednostajna myśl - w imię czego i za co - są oni tutaj. Wokół Michałowa byli nie tylko Florynczanie, było tu dużo Łemków z całej Zachodniej Łemkowszczyzny, których rozrzucono tu w zniszczonych ruderach na piaskach i bagnach. Ta pierwsza rzec można Łemkowska Cerkiew na Ziemiach Zachodnich zintegrowała przywiezioną tu akcją 'Wisła' społeczność. Teraz nie było unitów i prawosławnych - byli ludzie - prawosławny ksiądz i prawosławna służba boża - byli duchowo razem, a to dodawało im otuchy i siły. W ciągu trzech lat mieli Florynczanie na Ziemiach Zachodnich już 5 swoich parafii. Powstały one w Michałowie, Legnicy, Przemkowie, Torzymiu, Ługach, Lipinach. [...] Niestrudzony, czcigodny ksiądz Mitrat Stefan Biegun zmarł w Jeleniej Górze."
(J.Zwoliński, J.Merena, "Na Łemkowszczyźnie. Florynka (nasze seło)", Koszalin 1999)
Dalej oddajmy głos Semanowi Madzelanowi:
"Ale wróćmy do naszego Michałowa i mieszkańców, których tu osiedlono. Najpierw, ma się rozumieć przybyło tu siedemnaście rodzin zza Buga. Zajęli oni gospodarstwa na brzegu wsi, w pobliżu pól i bitej drogi. Reszta domów stała dwa lata pusta i żaden porządny człowiek z własnej woli by się tu nie osiedlił. Nic w tym dziwnego, bo reszta gospodarstw rozrzucona na ogromnej, lesistej połaci z bardzo piaszczystą gleba była w ruinie. Kiedyś zamieszkałe domy, dziś stały otworem, ograbione najpierw z mebli, później narzędzi rolniczych, okien, drzwi, podłóg, pował, wreszcie z wszystkiego, co stanowiło jakąś budowlaną czy opałową wartość. I tak to, z pięknych poniemieckich gospodarstw pozostała smutna ruina.
I wtedy przywieziono tu siedem rodzin z Chełmskiego, a w kilkanaście dni później trzydzieści rodzin z Florynki. To trudno opisać słowami, co myśleli, co się wtedy w ich duszy działo. Przecież każdy to wie, że jak psa przywiązać do obcej budy, to nie zostanie tam długo, tylko z podwiniętym ogonem będzie skomlał i wył, aż zdechnie. Uczeni nazywają to „stresem psychicznym” i nakazują obchodzić się z takim zwierzęciem delikatnie i serdecznie. [...]
Mądrzy ludzie powiadają, że największym dobrodziejstwem człowieka jest umiejętność zapominania przykrości. Ale są takie sprawy, których nie jest się w stanie zapomnieć i musi się zabrać je ze sobą do grobu. Przyjrzyjmy się takiemu obrazowi: w chacie rozpacz, żal, umarł ktoś bliski - matka, ojciec, dziecko, siostra. Ból to zwykły, ludzki, związany z życiem, przemijaniem. Lecz my poznaliśmy też bólu zgoła nieludzkiego. Oto wbito już do trumny ostatni gwóźdź, przyszła pora oddać ziemi ciało zmarłego, aż tu nie ma gdzie, bo nierozumni sąsiedzi nie pozwalają wejść na cmentarz, gdyż zmarły mówił innym językiem, był innego wyznania, inaczej go ochrzcili. Tylko ten, co sam to przeżył i sam tego doświadczył, uwierzy. I będzie pamiętał o tym do grobowej deski.
A że problemy takie wynikały, to wina niektórych księży katolickich, którzy pilnowali, abyśmy - nie daj Boże! - nie zapomnieli, skąd jesteśmy i kim jesteśmy.
Trzeba było dopiero, żeby papież Jan XXIII zakończył tę nierozumną wojnę religijną. W krótkich słowach powiedział bardzo ważną rzecz; ‘Wszystkie religie chrześcijańskie są równe wobec Boga’. I my: Łemkowie, tego wielkiego człowieka uznajemy świętym.
Oj, dziwny, dziwny ten świat. I kto by pomyślał, że niemiłosierna dola wyrzuci mieszkańców Florynki z ich przepięknej wsi i zmusi ich żyć tu, gdzie sosny rosną w sadach, jelenie pasą się w zagrodach, dzikie świnie kopią ziemniaki, roje komarów brzęczą całe lato wokół uszu, a lato to nie lato i zima to nie zima. Dla tych świat wywrócił się nagle do góry nogami. A do tego - jak na ironię! — kiedy wyjdziesz na kalenicę, możesz zobaczyć, jak we śnie najwyższy szczyt Karkonoszy – Śnieżkę. Chyba tylko po to, by jeszcze bardziej bolało serce za utraconymi Karpatami.”
(S.Madzelan, "Smak doli", Nowy Sącz 1986)
Na zdjęciu fragment deskalu Arkadiusza Andrejkowa, przedstawiający twarz Anastazji Romaniak, Łemkini z Florynki - a po akcji "Wisła" z Michałowa k. Legnicy - który powstał w dniach 19-20 maja 2021 r. we Florynce, w ramach projektu "Cichy Memoriał - Grybowska Saga".
Projekt powstaje dzięki ofiarności publicznej, pracy społecznej stowarzyszenia Saga Grybów, a także dzięki ogromnej uprzejmości właścicieli ścian i fotografii.
Link do zbiórki: https://pomagam.pl/cichymemorialgryb
Fot. i opis Kamil Kmak
Comments