top of page
  • Anna Boruch

Bogusza - fragmenty wspomnień



"A ja, prosty człowiek, tak sobie myślę, żeby te góry mogły przemówić, może by one powiedziały prawdę o naszych biednych, poniżonych ludziach (…)".

W dniu 1 lipca 1947 roku w ramach akcji Wisła wysiedlono około 368 osób, członków 73 rodzin łemkowskich zamieszkujących miejscowość Bogusza. W krótkim czasie zmuszono ich do spakowania najpotrzebniejszych rzeczy. Jakże wymownym jest fakt, że w niektórych gospodarstwach w piecach pozostał jeszcze niedopieczony chleb. Tak Dymitr Wysłocki wspominał wysiedlenie: „Na Zachód wieźli nas w wagonach razem z bydłem. Na postoju w Oświęcimiu sprzątałem wagon w ubraniu roboczym – koszuli i kamizelce, w której nie miałem żadnych dokumentów. W tym czasie przyszedł agent UB i rozkazał iść ze sobą. Poszedłem tak, jak stałem. Bez umycia się, tym samym ubraniu, bez dokumentów. Już po drodze zaczął okładać mnie drucianą nahają. Później bili inni: za broń, za bandy, za to czego nie było. Bili do tego stopnia, że krew pryskała po ścianach, aż do omdlenia. Żonę, która przyniosła moje dokumenty, nie dopuścili do mnie. Przy czym nie było żadnego tłumaczenia, że w 1938 roku, w czasie czynnej służby wojskowej trzeba było zajmować Zaolzie, a w 1939 roku bronić państwa polskiego przed okupantem niemieckim (…)”

W Boguszy po wysiedleniu pozostały dwie kobiety: Paulina Katan oraz Marta Worytko, które zawarły małżeństwa w rycie rzymskokatolickim i zdecydowały się na zmianę wyznania. Miłość do ziemi i regionu sprawiła, że w rodzinne strony, pieszo, wzdłuż torów kolejowych z okolic Legnicy wróciła wdowa – kobieta w podeszłym wieku, Fotyja Ślezion. Mimo wielokrotnych prób ponownego wysiedlenia, kobieta wciąż wracała do Boguszy. Dom w pobliżu granicy z Binczarową, będący jej własnością, był już zamieszkały, tak więc starość spędziła wśród obcych ludzi, między innymi tam, gdzie dorastał mój tata. Zimna izba, w której mieszkała, pachniała ziołami i krochmalem. Latem, w okresie żniw, przepasana białym prześcieradłem zbierała pozostałe na polu kłuski. Pracujący po przeciwnej stronie chłopi, gdy dostrzegli postać odzianą w biel – myśleli, że to duch. Długo bowiem powtarzano opowieści o starej cerkwi, która zapadła się w pobliżu Bacówki. Na jej pamiątkę wybudowano w tym samym miejscu małą kapliczkę. Stanowiła ona nie tylko element przekazu historycznego, ale dawała też schronienie w czasie burz i upałów. Obok kapliczki biegła stara droga prowadząca do Binczarowej i dalej na Kawiory.

Gdy Fotyja poważnie podupadła na zdrowiu, z okolic Legnicy przyjechała po nią krewna. Wzięła Fotyję do siebie – tym razem na zawsze.

Wysiedleni nie mogli wrócić na stałe, przyjeżdżali często, żeby przez chwilę zobaczyć rodzinną wioskę: drewniane chaty, owocowe sady, szczyt Tokarni i Czerszli, zatrzymać i przewieźć w obce strony zapach Jaworza. Minęło wiele lat, ze spichlerzy pozostały sterty kamieni, drzewa owocowe zastąpiły tuje przystrzyżone w fantazyjne kształty, chyże zastąpiły murowane domy. Tylko na ławce jak dawniej, siedzi syn Pauliny Katan, urodzony w 1934 roku, wpatrzony w góry wspomina swoje dzieciństwo, gdzie sąsiedzi różnych wyznań byli sobie bliscy jak bracia, gdzie życie toczyło się rytmem zgodnym z naturą a wioskę wypełniał zapach wędzonych owoców i dźwięk nostalgicznych pieśni.


Powyższe wspomnienia są fragmentaryczne, poszczególne informacje mogą różnić się szczegółami od tych, które zostały utrwalone w pamięci innych osób.



Fotografie przedstawiają wysiedlone kobiety z rodziny Pauliny Katan.


Źródło cytatu: A. Barna, „Chmury i słońce nad Łemkowyną", Oficyna Wydawnicza ATUT - Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe, 2008.













































12 wyświetleń
Ostatnie posty
Archiwum
bottom of page